REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Muzyka

Ja też lubię, jak Kaczmarski robi „tararara”, ale o jego paskudnym zachowaniu powinno się mówić głośno

„Do piekła, do piekła, do piekła”, chciałoby się powiedzieć, gdy widzi się dyskusję, która rozgorzała po tym, co Saramonowicz napisał do córki Jacka Kaczmarskiego, Patrycji Volny.

29.03.2023
18:31
jacek kaczmarski
REKLAMA

Afera wybuchła, bo Andrzej Saramonowicz („Ciało”, „Testosteron”), napisał posta, nawiązując do kolejnej rocznicy urodzin Jacka Kaczmarskiego. Reżyser chyba nie spodziewał się tego, że zamiast rozmawiać o wzniosłej poezji śpiewanej, lwia część komentarzy będzie dotyczyła życia prywatnego Barda Solidarności, a konkretnie tego, co opowiadała jego córka, Patrycja Volny. O przemocy, o alkoholu, o tym, jak na jej życie wpłynęła obecność, nie bójmy się tych słów, tyrana i przemocowca.

Gdyby nie to, że reżyser nie mógł się powstrzymać i wysłał dość agresywne wiadomości do Patrycji Volny, to sytuacja byłaby jasna. Mielibyśmy dwie strony tej samej monety. Rzecz w tym, że Saramonowicz powstrzymać się nie mógł, bo z jego wypowiedzi można wyczytać, że córka zatruła zbiorową pamięć o wielkim ojcu.

REKLAMA

Kaczmarski śpiewał: Kto woła „pamięć” – nie pamięta.

Fanowska perspektywa, jaką przyjął Saramonowicz, to nic innego, jak najgorszy typ fanbojstwa, czyli taki, który to, co kocha, postrzega jednowymiarowo i nie akceptuje faktu, że nie ma rzeczy i spraw tylko czarnych lub tylko białych. W reżyserze obudziło to zrozumiały, choć toksyczny sprzeciw, bo jak to możliwe, że to, co on kocha, nie jest obiektem miłości powszechnej i bezwarunkowej? A no tak, panie reżyserze, że każdy autorytet musi pewnego dnia przejść weryfikację i jeśli mu się uda, to zostanie zapamiętany, jeśli nie – zostanie tylko anegdotą w podręcznikach akademickich lub wymierających forach.

Ta weryfikacja może przebiegać różnie. Może być efektem dziennikarskiego śledztwa, pracy historyków lub po prostu świadectw ludzi. Scenariusze są do siebie bliźniaczo podobne. Jest sobie wielki autorytet, bardzo hierarchiczny, czasem w stylu takiego, co to wielkim Polakiem był, a potem, gdy już opada kurz jego medialnej prezydentury i PR-owego pontyfikatu okazuje się, że na wielki pomnik nie dość, że pęka, to jeszcze rzuca cień na jego wcześniejsze dokonania.

Czytaj także: Matylda Damięcka mocno skomentowała aferę z Saramonowiczem i Kaczmarskim. Już nic nie trzeba dodawać

Najgorsze jest, gdy okazuje się, że ów autorytet robił rzeczy, które sprzeczne są z wartościami, które wyznawał. W przypadku Kaczmarskiego nie jest to aż widoczne, ale gdy zestawi się jego pieśni z biografią, to te wątki osobiste, które od czasu do czasu przemyca w swoich numerach, brzmią niewiarygodnie, a nawet trochę upiornie. W przypadku artysty sprawa jest trochę bardziej skomplikowana, bo niby czytelnik i słuchacz wiedzą, że dzieło jest odrębnym bytem od autora, ale nie oszukujmy się. Gdy Kaczmarski w wywiadach opowiadał jak dobrze żyje mu się w Australii na dwóch bliźniaczych skałach, a potem opowiadał, jak zbierał z córką muszelki, to mniej lub bardziej pracował nad swoim wizerunkiem.

Nikt nie odbiera Kaczmarskiemu jego geniuszu.

Jacek Kaczmarski

Mógłbym się wyzłośliwiać, że nikt tak jak Kaczmarski nie potrafi robić „tararara”. Mógłbym powiedzieć, że jego poezja śpiewana bywa tak bardzo ilustracyjna, że przypomina lekcję historii lub literatury najwyżej w liceum. Mógłbym, ale sam wracam do niej częściej niż skłonny byłbym przypuszczać i widzę, że nie tylko ja. Bo Kaczmarskiego odkrywają ludzie młodzi i wydaje się, że pamięć o jego twórczości żyje nadal. I to żyje również w memach czy zabawnych kompilacjach. Co wcale nie oznacza, że trzeba zamykać oczy i uszy na prawdę, choćby była szalenie brutalna.

Przy okazji śmierci Zbigniewa Herberta rozgorzała dyskusja, kto ma moralne prawo czytać, cytować i przyznawać się do dziedzictwa poety. Kaczmarski napisał z tej okazji pieśń, którą zatytułował „Tren Spadkobierców”. Stawał tam po stronie twórczości, po stronie artysty, którego żyjący rozszarpują między sobą. Bard, mimo tego, że sam swoją twórczość wikłał w politykę, doskonale rozumiał, co dzieje się po śmierci artysty. Jednocześnie doskonale wiedział, że najważniejsze jest, aby przetrwała myśl, jaka stoi za samą twórczością. W przypadku Herberta, miał bardzo dobry zmysł, bo wybrał stawanie po stronie cierpiących. I bardzo bym chciał, żeby ta mała synteza dokonana przez Kaczmarskiego również wybrzmiała w tej aferze.

Wierność skrzywdzonym która nie przebacza
Ale potrafi współczuć i rozumieć
Przyjmie służbę w sztabach prokonsulów

REKLAMA
Jacek Kaczmarski - Tren spadkobierców
REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA