REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Muzyka

Współczesny chłopak z gitarą. "On My One", Jake Bugg - recenzja sPlay

Jego twórczość spotkała się z uznaniem Noela Gallaghera (choć i ten zwyczajowo miał mu coś do zarzucenia - podobno złamał mu serce fakt, że Bugg korzysta z pomocy podczas tworzenia tekstów piosenek), krytyków muzycznych i fanów, głównie tych z Wielkiej Brytanii, ojczyzny utalentowanego i dojrzałego, choć jeszcze młodego artysty. Jake Bugg od 2012 roku konsekwentnie podbija publiczność, zyskując coraz szersze grono odbiorców. Kilka dni temu ukazała się jego trzecia płyta, "On My One". Czy ta jest potwierdzeniem jego muzycznych zdolności i pozwoli mu nie zniknąć ze sceny?

22.06.2016
18:05
Współczesny chłopak z gitarą. „On My One”, Jake Bugg – recenzja sPlay
REKLAMA
REKLAMA

Nawet jeśli "On My One" ma jakieś słabsze momenty, trudno na powyższe pytanie odpowiedzieć inaczej niż: tak i tak! Trzecia płyta dwudziestodwulatka z Nottingham to potwierdzenie klasy i kolejna podróż w muzyczną przeszłość, do której stara się on przemycić współczesne brzmienia. Już patrząc na Jake'a Bugga, trudno nie mieć wrażenia że ten młodzieniec o mocno angielskim wizerunku, przeniósł się do nas z lat 60. ubiegłego stulecia. Fryzura na Beatlesa, brytyjski akcent, strój, którego nie powstydziłby się angielski kibic piłki nożnej, także i ten sprzed kilkudziesięciu lat - to wszystko składa się na wyjątkowy charakter Bugga. Pamiętam, kiedy pierwszy raz usłyszałam jego utwory z poprzednich płyt, "Jake Bugg" i "Shangri La".

Byłam przekonana, że słucham właśnie jakiegoś piosenkarza sprzed pół wieku, który na pewno występował na scenie w kowbojkach, rzucając swoim kapeluszem w widownię. Byłam zachwycona.

Przeszłość u Jake'a Bugga chowa się nie tylko w jego stylizacji, ale przede wszystkim w muzyce. Kimże już nie był ten młody artysta! Okrzyknięto go drugim Bobem Dylanem, a także, jesli dobrze pamiętam, jedyną współczesną nadzieją brytyjskiej sceny muzycznej. Cóż, trudno rzeczywiście nie sięgać po takie porównania, słuchając Bugga. Jego muzyka, także ta z "On My One" to mieszanka folku, rocka, country, bluesa i indie rocka. Kiedy to wszystko miesza się z jego specyficznym, momentami dość skrzeczącym głosem (ale jakże charakterystycznym i wspaniałym!) mamy wrażenie, że odrywamy się od teraźniejszości i przenosimy w lepszy, prostszy świat. Bugg to doskonała kontra i odpowiedź na to, co aktualnie dzieje się w muzyce. To powrót do korzeni.

Kiedy w mediach kreuje się kolejne Miley Cyrus i bliźniaczki Rihanny, Jake Bugg jest jak objawienie. Jak dowód na to, że moda na dobre dźwięki nie mija.

"On My One" to płyta zróżnicowana, która mimo to ponownie pokazuje, że siła Bugga tkwi w prostocie. Kiedy ten młody muzyk wychodzi z gitarą i śpiewa jest totalny. Wiele bym dała (pewnie nie tylko ja), żeby takie chłopaki jak Jake Bugg śpiewały i grały na wszystkich ogniskach w licealnych czasach. Na najnowszym albumie artysty mamy trochę szybszych brzmień w stylu country, takich jak Put Out The Fire czy tych spokojniejszych flirtujących z tym samym gatunkiem, jak Livin' Up Country.  Jest też trochę bluesa (Hold On You) i ballad (Love, Hope And Misery i All That) oraz niekwestionowane hity, które nie bez powodu promowały nadchodzącą płytę muzyka (ponownie - Love, Hope And Misery i On My One, tytułowy kawałek z krążka).

Olbrzymie wrażenie, choć nie od początku, a przyszło to wraz z kolejnymi odsłuchami, zrobiły na mnie dwa kawałki. Rewelacyjny i niepokojący utwór The Love We're Hoping For i nieco zmysłowy Never Wanna Dance. To obok On My One, Love Hope And Misery oraz Bitter Salt moje ulubione piosenki na płycie.

Nie mogę natomiast przezwyciężyć swej niechęci do Gimmie The Love, utworu, który - jak powiedziała jedna z moich znajomych - sprawia wrażenie, że Bugg chce być fajniejszy niż jest w rzeczywistości. Ten kawałek rzeczywiście wydaje mi się przerysowany i niepotrzebny, bo Bugg nikomu nic udowadniać nie musi. Gimmie The Love nie pasuje jakoś do "On My One". Jakby ten utwór został tu umieszczony na siłę, chcąc być jednym z typowych przedstawicieli współczesnych brzmień. A temu młodemu artyście do twarzy jest przecież z przeszłością.

REKLAMA

Koniec końców, "On My One" to płyta udana i taka, która zyskuje przy kolejnym odsłuchu.

A od pewnego czasu to dla mnie wyznacznik tych dobrych albumów, do któych chcę wracać. I do "One My One" Bugga wracać będę. Tak jak zresztą do jego poprzednich płyt.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA