REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. YouTube

"Moja niezależność i szczerość są warte więcej niż 50 tysięcy" – wywiad z Markiem Hoffmannem, znanym jako AdBuster

Marek Hoffmann to jeden z najpopularniejszych polskich youtuberów, znany w Internecie głównie jako AdBuster, który konfrontuje świat reklam z rzeczywistością. Niedawno minęły 3 lata odkąd Marek rozpoczął swoją działalność na YouTube. Jak wspomina swoje początki, czego się w tym czasie nauczył i w jakim miejscu jest teraz? 

04.04.2015
16:41
Wywiad z AdBusterem, jednym z najpopularniejszych polskich youtuberów
REKLAMA
REKLAMA

Niedawno minęły 3 lata od kiedy rozpocząłeś swoją działalność na YouTube. Przez ten czas odniosłeś sukces, jesteś rozpoznawalny, młodzi ludzie chcą być tacy jak ty. To na pewno przez te chwile, kiedy rozgryzałeś pestki po wiśniach i samotne powroty do domu?

Myślę, że to jest efekt tego, że jestem trochę inny i tę "inność" pielęgnowałem nieświadomie przez wiele lat. Nie starałem się nigdy nadgonić żadnej grupie rówieśniczej na gruncie towarzyskim czy w szkole. Nie chciałem być taki sam jak reszta. To błądzenie, przez co rozumiem pewną samotność, a także przez pewien czas robienie rzeczy zupełnie zwykłych, nieistotnych dla mnie, nie dających wówczas satysfakcji, zaowocowało tym, że w końcu znalazłem własną ścieżkę. Zawsze wiedziałem, że trafię na coś takiego. Wiedziałem, że znajdę coś swojego.

Czego się przez te 3 lata nauczyłeś?

Żeby wierzyć w siebie.

A jakby się nie udało? Jakby sama wiara nie pomogła, jaki miałeś plan?

Nie miałem planu. Jedyne co miałem to wiara w to, że mi się kiedyś coś uda.

Myślisz, że YouTube'em możesz się zajmować kilkadziesiąt lat? A może przyjdzie czas wylądować w korporacji?

Kiedyś na pewno będzie trzeba coś zmienić. Może nie branżę, ale zrobić coś nowego w tym samym obszarze. Nie będę ciągnął prowadzenia kanału do emerytury. To, co robię to nie tylko prowadzenie programu, ale też nauka i nabieranie doświadczenia w branży wideo. Kiedy moja formuła się wyczerpie, a wyczerpie sie na pewno, będę mógł skorzystać z tego, co dotychczas robiłem. Może nie jako prowadzący, ale na przykład stanę po drugiej strony kamery. Myślałem o tym, by zająć się produkcją wideo i zresztą w pewnym sensie do tego to wszystko zmierza, by kiedyś już nie tyle firmować jakiś kanał swoją twarzą, ale zająć się tym wszystkim od tzw. kuchni jako producent.

A telewizja? Taka wiedza by się tam nie przydała? Czy to cię w ogóle nie kręci?

Miałem kilka propozycji, aby prowadzić w telewizji różne programy, ale to nie były na tyle atrakcyjne oferty, by z nich skorzystać. Takie coś nie dawałoby mi wcale więcej, niż w tej chwili daje mi YouTube. Ale kto wie, być może. Może kiedyś pojawi się coś wartego uwagi. Tutaj chodzi tak naprawdę o to, że ja tego nie potrzebuję. Nie potrzebuję romansu z telewizją, bo YouTube daje mi wszystko – swobodę twórczą i możliwość utrzymania sie z własnej pasji.

"Siedzisz na kasie w Tesco? No problem, niedługo możesz być na okładce Forbesa. Kleisz placki w pizzerii? Okładka Briefa już na ciebie czeka. Nie wierzysz? To zacznij. To się dzieje tu i teraz" - napisałeś na swoim profilu na Facebooku. Naprawdę myślisz, że to jest na wciągnięcie ręki? Nie sądzisz, że to trochę kultywowanie tego mitu, jaki wmawia nam codziennie Internet, że każdy ma równe szanse?

Oczywiście, nie każdy. Te słowa były raczej kierowane do tych ludzi, którzy mogą i mają taki potencjał. To są ludzie, którzy ukrywają coś w sobie, a siedzą na kasie w Tesco. W głowie mają pomysły, piszą wiersze, mają tysiące innych pasji. Jeśli będą cały czas zdeterminowani, będą wierzyć w to, co robią i będą iść do przodu, to rzeczywiście mają szanse, aby zaistnieć.

Piszesz w podsumowaniu swojej youtuberskiej działalności o kasie. Temat jest gorący i każdego intryguje, ale ja nie chcę pytać o to, ile zarabiasz. Wspominasz, że raz pojawił się klient, który chciał przyjechać z walizką pieniędzy i dać Ci za reklamę 50 tysięcy złotych. Odmówiłeś. Dlaczego?

Przede wszystkim dlatego, że musiałbym naciągać rzeczywistość. Musiałbym bardzo kolorować. Znałem ten produkt i wiedziałem, że duża grupa ludzi nie uwierzyłaby w to, że jest taki świetny. Moja niezależność i szczerość są warte więcej niż 50 tysięcy.

A zdarzają się firmy, które próbują cię przekupić?

Nie, to tak nie działa. Zdarzają się, owszem, propozycje współpracy i nie kryję się z tym, ale wtedy jest to produkt, który z czystym sumieniem mogę polecić. Nigdy na siłę nie promowałem czegoś, co jest beznajdziejne.

Pamiętasz pewnie aferę z prowadzącym kanału Kocham gotować i Sokołowem. Myślisz, że takie coś ci nie grozi? Kiedyś mówiłeś, że żaden pozew jeszcze nie do ciebie nie przyszedł. Czy coś się w tej materii zmieniło? Boisz się tego?

Nie, nie boję się. Piotrek troszkę wtedy przesadził, ja naprawdę zawsze pilnuję się tego, co mówię, by nie przekroczyć jakiejś granicy. Kiedy coś, czemu poświęcam wideo, jest naprawdę kiepskie, nie mówię widzom: "Słuchajcie, to jest beznadziejne!", ale przedstawiam to jako swoją opinię: "Według mnie ten produkt jest beznadziejny". To mnie trochę kryje, bo mam prawo do swojego zdania. Staram się ważyć słowa i pewnie dlatego jeszcze żaden pozew do mnie nie dotarł.

A czy zdarza się tak, że firmy po twoich krytycznych uwagach odzywają się do ciebie? Chcą coś sprostować? Albo na przykład mówią ci, abyś zmienił swoją opinię, bo są niezadowoleni?

Zdarzyło się raz, ze producent się do mnie zgłosił. Chcieli abym usunął jeden film, bo zawierał miażdżącą krytykę ich produktu. Trochę się wtedy przejąłem. Filmu co prawda nie usunąłem, ale zmieniłem tytuł wideo, który zawierał negatywne zdanie o tej rzeczy. Nie chciałem go usuwać, bo wiedziałem, że mam rację. To nie była bezpodstawna krytyka, a moje zdanie, które zawsze jest poparte argumentami.

Rzeczywiście, tego nie można ci zarzucić. Zawsze dokładnie wszystko sprawdzasz i konfrontujesz reklamy z rzeczywistością.

Staram się.

Ale to też jest ciekawa kwestia. Kwestia wolności wypowiedzi. Ile możesz powiedzieć i czy co jakiś czas jednak nie musisz być swoim autocenzorem.

Jestem swoim autocenzorem w warstwie językowej. Chodzi o to, by umiejętnie wyrazić opinię. Dalej zamierzam robić to, co do tej pory i pokazywać, jak niektóre reklamy mogą zafałszowywać rzeczywistość, ale też polecać produkty, które są tego polecenia warte.

W jednym z filmów sprawdziłeś działanie m. in. paralizatora i gazu. Co jeszcze jesteś gotów zrobić dla widzów?

Jestem gotów zrobić właściwie wszystko, co nie zagraża mojemu zdrowiu i życiu, nie pozostawi na moim ciele żadnych śladów. To jest w pewnym sensie też dobra zabawa i jeżeli wiem, że nic mi się nie stanie, nie mam żadnych oporów.

A pomysły podsyłają ci widzowie czy to wynika z tego, że sam jesteś ciekaw różnych produktów?

I z tego, i z tego. Jeśli chodzi o paralizator to akurat była moja inicjatywa. Nie wiem, czy widzowie pokusiliby się o taką propozycję, ale często polecają mi rzeczy, o których nigdy bym nie pomyślał.

Ten film, w którym sprawdziłeś działanie paralizatora kosztował cię blisko 2 tysiące złotych. Droższa była tylko konfrontacja Gillette. Dla osoby prywatnej to sporo pieniędzy, jednak na przykład dla telewizji to kwota niewarta wspomnienia. Myślisz, że na YouTube pojawią się kiedyś takie budżety jak w programach telewizyjnych? To zależy od reklamodawców?

To już się powoli dzieje. Być może nie jest tak, że pojedynczy film to kilkanaście czy kilkadziesiąt tysięcy złotych, ale youtuberzy inwestują olbrzymie pieniądze w sprzęt, który opiewa na takie kwoty. Budują studia, które swoje kosztują. Budżety są coraz wyższe i wcale nie wynikają z obecności sponsorów, a z rozwoju i wyścigu - kto będzie miał lepszy obraz, dźwięk. Być może się teraz tymi słowami narażę wszystkim technologicznym wariatom, ale mam wrażenie, ze to dzieje się trochę zbyt szybko. Widz nie zawsze zauważy różnicę między dobrym profesjonalnym sprzętem a super profesjonalnym sprzętem (śmiech). Dalej liczy się tak naprawdę to, kto stoi przed kamerą. Być może ta inwestycja w sprzęt też się wiąże z tym, że youtuberzy, tak jak i ja, myślą o tym, że kiedyś będą musieli się przestawić i uderzyć w produkcję na przykład reklam wiralowych w Internecie. Ten rynek się rozrasta i ktoś będzie musiał to robić, a kto jak nie ludzie z największym doświadczeniem.

Oprócz programu, w którym przemieniasz się w AdBustera prowadzisz także kanał sportowy, Być Jak Jan Błachowicz i ten ze swoim bratem, Tube Raiders. Co jest dla Ciebie najważniejsze, bardziej dochodowe? Z czym wiążesz swoją przyszłość?

AdBuster jest najpopularniejszy, z tym jestem najbardziej kojarzony, ale tak naprawdę myślę, że jeżeli miałbym coś zmieniać to właśnie ten kanał zamknąłbym w pierwszej kolejności. W pewnym momencie formuła się znudzi. Nie będę pierwszym youtuberem, który rezygnuje z jakiegoś kanału. Nie, nie chcę, żeby to zabrzmiało, że zaraz zamykam AdBustera (śmiech)! Ale tak naprawdę te dwa pozostałe kanały, które prowadzę, mogę robić w nieskończoność. Ich formuła jest niewyczerpywalna. One być może są mniej znane niż AdBuster, ale też sa chętnie oglądane. Zwłaszcza Tube Raiders, który być może ze względu na ten pierwiastek niedostępności przykuwa uwagę widzów, bo nie każdemu chce się samemu ruszyć z domu i zobaczyć coś nowego, spróbować coś odkryć.

"Gdybym chciał napisać podziękowania, zrobiłaby się zbyt długa lista. Ci, którzy przyłożyli rękę do tego, co działo się w ciągu tych trzech lat, posłużyli radą, zadzwonili w odpowiednim momencie, wiedzą, że to o nich mowa (zwłaszcza Gosia Krasowska, Radosław Kotarski i Basia Soltysinska wiedzą)" - napisałeś na swoim Facebooku, podsumowując te ostatnie 3 lata. Jest tak, że żeby być kimś na polskim YouTubie, żeby cały czas było cię słychać, trzeba znać ludzi, bywać wśród odpowiednich osób? Co z takimi osobami jak Dakann czy Niekryty Krytyk, które nie uczestniczą aktywnie w życiu youtuberskiego światka?

To jest ciekawy temat. O Niekrytym Krytyku trochę ucichło i być może jest to właśnie z tym związane, że nigdzie się nie chce udzielać. Jeżeli ktoś chce być popularny, a jeżeli tworzy na YouTube dla ludzi, to zakładam, że chce, musi się też z nimi spotykać. Widzowie są ważni, dlatego ja pojawiam się od czasu do czasu na różnych spotkaniach mniejszych, czy większych, gdzie można mieć wtedy ze mną realny kontakt. Skoro robimy coś dla ludzi, powinniśmy być blisko nich w świecie rzeczywistym. Nie chodzi o to, by pojawić się na tego typu spotkaniach przy innych twórcach i wachlować się ich obecnością, ale by zobaczyć się z widzem, być namacalnym.

Okej, mówisz o kontakcie z widzami, ale co z innymi youtuberami? Z nimi też trzeba bywać, żeby nie zginąć? Coraz częściej różni twórcy kręcą ze sobą wspólne wideo, bywają razem prywatnie.

U mnie zdarzyło się to parę razy, że nagrałem filmy z innymi youtuberami, ale raczej nie odbierałbym tego w kategorii, że "trzeba". Skoro ja tego właściwie nie robię i jakoś daję radę, to nie sądzę by było to konieczne, ale wiem, o czym mówisz. Być może się tym narażę i nie zabrzmi to dobrze, ale wiele osób zaczyna to już irytować, głównie widzów. Wchodzisz na kanał jakiejś osoby, a tam widzisz zupełnie kogoś innego, ten jest u tego, tamten u tamtego, każdy z każdym. Niektórzy przeprowadzają się nawet specjalnie do Warszawy, by mieć więcej opcji takiej kolaboracji. To na pewno pomaga w zwiększeniu zasięgu, ale nie jest to jakoś specjalnie potrzebne, bo zasięg można zwiększać też w inny sposób.

Podobno - jak sam piszesz, powołując się na informacje firmy, w której kiedyś pracowałeś - wartość twojego ekwiwalentu reklamowego to około 2 miliony złotych. Kolosalne pieniądze. Youtuber w Polsce rzeczywiście może marzyć o takich kwotach, które po jakimś czasie zasilą jego konto?

Myślę, że tak. To może być realne. Jakiś czas temu mówiło się, że jeden youtuber zażądał za reklamę na swoim kanale okrągły milion złotych. Podobno do współpracy w końcu nie doszło, ale to jest też jakiś sygnał, że takie stawki już gdzieś tam się pojawiają. Youtuberzy mogą spodziewać się coraz bardziej intratnych propozycji. Są tacy, którzy biorą udział w wielkich kampaniach, ale jakie budżety za tym stoją wiedzą tylko oni.

REKLAMA

Rywalizujecie między sobą o reklamodawców?

Jakaś tam rywalizacja się pojawia, ale trzeba też zauważyć, ze to przede wszystkim klient dobrze wie z kim chce współpracować. Jasne, że zdarzają się konflikty, ale raczej na stopie prywatnej, jak w każdej innej sferze życia. Rynek jest tak ogromny, reklamodawców jest tak wielu, że każdy znajdzie coś dla siebie.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA