REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Książki

Gra o Tron: George R. R. Martin skończył się?

Łatwo napisać, dlaczego jest się miłośnikiem Pieśni Lodu i Ognia. Ciężej wskazać, czemu za Martinem się nie przepada, bez wystawiania na zmasowany atak fanów. W takim razie co dopiero mają zrobić ci, którzy zarówno uwielbiają wszystko, co związane z Grą o Tron, jak również chcą te uniwersum omijać jak najszerszym łukiem? Nie mam lekko.

01.04.2013
14:48
Gra o Tron: George R. R. Martin skończył się?
REKLAMA

Uwaga, tekst nie będzie zawierał spoilerów zbudowanych w oparciu o materiał z książek, wyprzedzających akcję serialu HBO.

REKLAMA
game2

Z jakich powodów nie cierpię Pieśni Lodu i Ognia Martina? Kiedy się nad tym zastanawiam, ciężko mi odpowiedzieć od razu. Dopiero ponowne wertowanie książek przypomina mi, dlaczego na słowa „Gra o Tron” otwierał mi się nóż w kieszeni. Pamiętam, że podczas czytania Nawałnicy Mieczy wciąż byłem oczarowany. Może nawet bardziej, niż podczas mojej przygody z wcześniejszymi książkami. Zawartość, jaką upchnął autor na 1182 stronach, rozdzielonych na dwa tomy, powalała. Długo nie mogłem pozbierać szczęki z podłogi, chłonąc kolejne wyrazy. Zdrady, spiski, nagłe zwroty akcji, wszystko tam było. No i śmierć. Martin nie miał skrupułów, wbrew fanom swojej twórczości, wbrew przywiązaniu do bohaterów swoich powieści, uśmiercał kolejne fikcyjne postacie. Trup słał się gęsto, kiedy ja nie mogłem uwierzyć, że naprawdę to czytam, że naprawdę taką decyzję podjął autor. Chyba to przykuło mnie do Martina na dłużej. Swoją drogą, trzeci sezon serialu HBO będzie dotyczył najciekawszej książki w całej serii, więc to po prostu trzeba oglądać. Szykuje się prawdziwa bomba, po średnio udanym drugim sezonie.

Potem przyszła Uczta dla Wron, znowu rozbita na dwa tomy. Zabawa była przednia, ale poczucie, że Martin zaczyna hamować i stara się wydłużyć swoją opowieść, zaczęło być odczuwalne. To tylko szczegół, nie przeszkadzający w odbiorze, bo sama treść jak zwykle była świetna. Nie tak perfekcyjna, jak w Nawałnicy Mieczy, ale wciąż bardzo dobra. No i mamy Taniec ze Smokami. Tutaj w ogóle nie czułem klimatu poprzednich tomisk. Miałem wrażenie, że Martin zaczął uciekać. Przed czym?

game3

Przed zakończeniem. Autor doprowadził w swoich książkach do parunastu sytuacji, w których ścieżki głównych, często zwaśnionych między sobą bohaterów mogłyby się przeciąć. Tak się jednak nie działo, oryginalne indywidua Martina mijały się o kilka centymetrów, dalej dmuchając napełnione już po brzegi balony własnych historii. Jestem przekonany, że miała to na to wpływ telewizyjna premiera serialu HBO. Autor nigdy wcześniej nie stał przed perspektywą tak olbrzymiego zarobku, toteż jego Pieśń Lodu i Ognia nagle się wydłużyła. Przypominam, że początkowo sam Martin mówił, że jego saga będzie krótsza, zmieniając decyzję wtedy, kiedy współpraca z HBO była już zapięta na ostatni guzik. Chciwość rzecz ludzka i jak najbardziej zrozumiała, ale dlaczego kosztem jakości? Taniec ze Smokami miał tyle wspólnego ze „starą, dobrą” Grą o Tron, co animowane Gwiezdne Wojny z pierwszą trylogią.

Martin uciekał nie tylko przed zakończeniem, ale przed samym Westeros, gdzie toczyła się większość akcji książek. Zamiast tego twórca wziął swoich czołowych bohaterów i rozsiał ich po krańcach świata, każąc mi czytać o cudach architektury, piramidach, ogromnych rzekach i nieprzebytych pustkowiach. Z każdą kolejną stroną postacie coraz bardziej oddalały się od Żelaznego Tronu, o który tak walczyli. To jeszcze nie było tak irytujące, jak zabieg, na jaki zdecydował się Martin, aby wydłużyć żywotność swojej sagi. Chodzi o nowych bohaterów, którzy pojawiają się dosłownie znikąd, wyrastając jak grzyby po deszczu. Po to buduje się paletę świetnych postaci, aby je uśmiercić (tutaj nie mam nic przeciwko, wręcz odwrotnie) i wsadzić na ich miejsce kolejne, znacznie mniej ciekawe? I niech nikt mi nie pisze, że „geniusz Martin od samego początku to planował”. Zgoda, w pewnych przypadkach całkiem możliwe. Ma to ręce i nogi. Ale nie zawsze. Nie od dzisiaj widzę, jak kolejne trylogie zamieniają się w serialowe tasiemce, jak kolejne podtytuły „Ostatecznych Starć” zostają wypierane przez „Nowe początki”. To gruby biznes, który ma wpływ na każdego, czy jest geniuszem, czy nie.

REKLAMA
game4

Tańca ze Smokami nie doczytałem. Zabrakło mi dosłownie parunastu stron, do których nie mogę się przemóc. Pewne wątki  omijałem zupełnie, nie odnajdując w nich żadnej przyjemności dla siebie. Część z czołowych postaci straciła na wyrazistości, nowe sylwetki nie są w stanie nadgonić wielkości tych wykreowanych wcześniej. Gdyby ktoś mi powiedział, że dojdzie do czegoś takiego, podczas lektury Nawałnicy Mieczy, kazałbym mu stuknąć się w czoło. Dzięki niech będą bogom, że rewelacyjny Tyrion wciąż jest w formie. Bez niego o książkach nie myślałbym w ogóle, pozostając jedynie przy wciąż dobrej produkcji HBO.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA