REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Gry

Mirror's Edge [X360]

Szwecja to piękny kraj, prawda? No dobra, był Potop szwedzki, ale nie ma już co rozpamiętywać, tym bardziej że Szwedzi zrobili też dużo dobrego, również i dla graczy. Z kraju Pippi Pończoszanki, Dzieci z Bullerbyn, Henrika Larssona, Ikei i Volvo, pochodzi studio DICE, twórcy serii Battlefield. Teraz panowie postanowili zmienić nieco klimat, tworząc Mirror's Edge. No właśnie, oczekiwania były spore, dość często wspominało się o rewolucji, a jak to wyszło w praniu?

11.03.2010
23:53
Rozrywka Blog
REKLAMA

Akcja gry toczy się w fikcyjnej metropolii, gdzieś w przyszłości. Miasto na pierwszy rzut oka wydaje się być idealnym miejscem do życia. Wysokie, szklane wieżowce, czyste ulice - żyć, nie umierać. Jednak pozory często mylą i wcale tak idealnie nie jest. Każdy ruch mieszkańców jest monitorowany, ulice obserwowane są przez liczne kamery i patrole policjantów. Obywatele nie buntują się - niech już sobie kontrolują, byleby tylko spokój był. W tym całym środowisku świetnie odnaleźli się Runnerzy. To oni odpowiedzialni są za dostarczanie informacji, wykorzystując swoje spore umiejętności. Rząd nie wchodzi kurierom w paradę, pozwalając, aby ci spokojnie wykonywali swoją pracę. Jak łatwo się domyślić, jednym z kurierów jest główna bohaterka gry, Faith. Kiedy jej siostra, policjantka, zostaje wrobiona w morderstwo znanego polityka, Faith nie waha się, by jej pomóc i udowodnić niewinność siostry. Jakby tego było mało, rząd w końcu chce utrudnić życie Runnerom, więc bohaterka łatwo nie ma. Generalnie historia jest ciekawa, nietypowe prowadzenie śledztwa może się podobać. Kolejne wątki poznajemy dzięki komiksowym wstawkom, które pojawiają się w przerwie między rozdziałami, zamiast nudnego paska z napisem "loading".

REKLAMA

No ale historia w Mirror's Edge akurat najważniejsza nie jest. Podejrzewam, że gdyby w grze chodziło o odnalezienie zaginionych butów Grzegorza Laty, które chcą przechwycić Marsjanie, by zapanować nad światem, i tak każdy by to łyknął. Najważniejszym elementem Mirror's Edge jest sama rozgrywka. Połączenie techniki parkur i widoku pierwszoosobowego z początku wydaje się być pomysłem szalonym i przede wszystkim niepraktycznym. Jednak wystarczy chwila z ME by przekonać się, że lepiej być nie mogło. Ale po kolei. Sterowanie wydaje się być banalnie proste - klawisz LB odpowiedzialny jest za skok, LT za ślizg, zaś RB za automatyczny obrót w drugą stronę. I to wszystko! Jednak sztuką jest wykorzystanie tego w odpowiednim momencie. Np. taki zwykły płot możemy pokonać na trzy różne sposoby. Jeżeli wciśniemy klawisz skoku w ostatnim momencie, Faith ślamazarnie pokona przeszkodę. Jednak gdy wyskoczymy trochę wcześniej, bohaterka przeskoczy płot, nie zwalniając tempa biegu. Możemy też zrobić to znacznie efektowniej, wybijając się ze ściany. Podobnie jest z każdym skokiem - wszystko zależy od tego, w którym momencie się wybijemy i z jaką prędkością to zrobimy. Najprostsze czynności wykonuje się w sumie łatwo, ale jeżeli chcemy całość łączyć w efektowne tricki, trzeba trochę poćwiczyć.

Przez całą grę albo to my jesteśmy ścigani, albo to ktoś nas goni. Zdecydowanie najlepiej wypada ucieczka, która potrafi dostarczyć sporo emocji. Wtedy automatycznie zaczynamy myśleć jak runner. Szkoda tylko, że droga ucieczki jest praktycznie taka sama, a nasze decyzje sprowadzają się do tego, czy przykładowy płot chcemy pokonać wybijając się ze skrzynki, czy z pobliskiego dachu. Zbytnio to jednak nie przeszkadza, bo kiedy biegniemy, praktycznie nie ma czasu na zastanowienie. Jest szybko i dynamicznie. Wrażenie robi każdy skok, kiedy Faith rozpędza się, słyszymy mocniejsze bicie serca i stłumione dźwięki otoczenia. Ciekawie jest też, gdy to my kogoś gonimy. Wtedy jest jednak znacznie łatwiej, bo nasz cel pokazuje nam, gdzie mamy biec, a jak nam nie wyjdzie, to czeka, aż nam się w końcu uda. Od czasu do czasu przyjdzie nam też trochę odpocząć. Naszym zadaniem wtedy jest znalezienie właściwej drogi; wchodzimy do pomieszczania i musimy wymyślić, jak dostać się na przykład na górę. Wtedy trzeba kombinować z elementami otoczenia, czyli rurami, półkami, regałami i tym podobnymi przedmiotami.

Ostatnio narzeka się, że gry robią się coraz łatwiejsze i że ciężko w nich zginąć. Uważasz tak samo? Zagraj w Mirror's Edge, a poumierasz sobie za wszystkie czasy. Ginie się bardzo często. Praktycznie każdy nieudany skok kończy się upadkiem, a to - śmiercią. Dlatego też trzeba być bardzo uważnym, no i cierpliwym. Jednak tutaj kolejne próby pokonywania poziomów dają sporo frajdy, bo gdy już opracujemy sobie do perfekcji dany level, gra wygląda cholernie efektownie. Może sami tego nie widzimy, ale posadźcie kogoś przy konsoli, żeby patrzył jak gracie, a przekonacie się, że Mirror's Edge potrafi robić wrażenie.

Jednak nie jest tak, że Mirror's Edge odrzuca wszystkie modne ostatnio standardy. Chociaż gra jest całkowicie liniowa i poruszamy się tylko po wyznaczonej trasie, łatwo byłoby się pogubić. Dlatego też przydaje się RunnerVision. Gdy przebiegamy obok jakiś istotnych elementów, te podświetlają się na czerwono. Tak jest ze skrzynkami, na które możemy wskoczyć, rurami czy drzwiami, które możemy otworzyć. Nie jest to jakieś nachalne i nie robi z gracza kompletnego idioty, ale dobrze wkomponowuje się w otoczenie i po jakimś czasie nawet nie zauważamy, że to podpowiedź. Oczywiście RunnerVision można wyłączyć, a na najtrudniejszym stopniu trudności, tak czy siak nie można z niego skorzystać.

Gdybyśmy na tym poprzestali, Mirror's Edge spokojnie zasługiwałby na 9. Skacze się fantastycznie, historia jest bardzo ciekawa, tytuł wciąga i naprawdę może się podobać. Jednak ktoś w DICE pomyślał sobie, że skoro to gra akcji, no to wypadałoby, żeby była i walka. Mam nadzieję, że ten ktoś już tam nie pracuje. Nie można winić ludzi, którzy ten element gry spartolili, no bo walka w Mirror's Edge nie mogła się udać! Albo robimy grę, w której głównym tematem będzie parkur i wszystko, co z nim związane i walkę odstawiamy w ogóle, albo robimy strzelaninę. Połączyć się tego po prostu nie da! Ale twórcy się uparli i co? I jest słabo! Na papierze wygląda to całkiem ciekawe. Za uderzenie odpowiedzialny jest tylko jeden przycisk, ale nasza postać może łączyć nawet trzy ciosy. Np. jeżeli chcemy dać w papę, to wystarczy, że wciśniemy RB i po problemie. Jednak przeważnie to nie wystarcza, dlatego trzeba stosować różne kombinacje. Możemy ślizgiem kopnąć oponenta w krocze lub kopnąć go z wyskoku, wskoczyć na niego. Jak widać, możliwości jest wiele. Ciekawą opcją jest rozbrojenie rywala. Należy zbliżyć się do oponenta, wyczekać i kiedy ten będzie chciał nas uderzyć, wystarczy wcisnąć Y i Faith efektownie powali kolesia na łopatki. Prawda że super? Owszem, tak jest, kiedy jesteśmy z przeciwnikiem sam na sam lub ewentualnie, kiedy jest ich dwóch, wtedy możemy coś zdziałać. Ale na litość boską, jak ja mam te tricki wykonywać, kiedy atakuje mnie czterech uzbrojonych w niezłe karabiny komandosów i zdążą mnie pięć razy zastrzelić nim ja coś w ogóle zacznę robić. Więc walka polega na tym, że biegamy jak idioci po pomieszczeniu, aż w końcu wpadniemy na jednego z przeciwników, pokonamy go, zabierzemy giwerę i musimy czaić się na kolejnych. Efektowność i dynamikę należy włożyć wtedy między bajki. Oczywiście bieganie z pistoletem nic nam nie daje, bo amunicja kończy się szybciej niż skok Roberta Mateji, gdy ten jest w formie. No i mając przy sobie spluwę, należy zapomnieć o skakaniu, bo Faith nie włoży jej sobie w kieszeń, więc jeżeli chcemy skoczyć, musimy broń wyrzucić. I gdzie tu sens?

Gdy uporamy się już z trybem fabularnym, warto zobaczyć, co twórcy jeszcze nam przygotowali. Bardzo ciekawym pomysłem jest Time Trial. Wtedy Mirror's Edge zamienia się w prawdziwą samochodówkę, tyle że bez samochodów, oczywiście. Naszym celem jest pokonanie fragmentu lokacji w jak najszybszym czasie. Możemy ściągać osiągi innych z Sieci i próbować je pobić. Nie jest łatwo, bo trzeba być naprawdę precyzyjnym, żeby bezbłędnie pokonać poziom, no i mieć jakieś umiejętności. Dlatego przy Time Trial spędzimy dużo więcej czasu niż w karierze, którą pęknie w 6 godzin. A jeżeli ktoś opanuje zasady gry i będzie znał każdy poziom, za drugim razem zrobi to znacznie, znacznie szybciej. Ale nie ma tego złego, bo zostaje wspomniany Time Trial, więc tak szybko od ME nie odejdziemy. A to też duży plusik.

REKLAMA

Grafika może robić wrażenie. Gra śmiga na Unreal Engine 3.0, więc jest na co popatrzeć. Jasne barwy solidnie dają po oczach, ale stylistyka miasta może się podobać. Gdy czytałem w zapowiedziach, że Mirror's Edge nie jest grą dla ludzi z lękiem wysokości, jakoś nie chciało mi się wierzyć. Jednak wysokość jest świetnie odwzorowana i kiedy przyszło mi wspinać się po dźwigu, gdzie widać było całą okolicę, to zrobiło mi się ciepło. Naprawdę, świetne uczucie. Z dźwiękiem też jest nieźle. Muzyka w tle jest przyjemna, chociaż nie ma czasu zwracać na nią uwagi. Dużo lepszym przeżyciem jest świst w uszach, kiedy rozpędzamy się, a potem skaczemy.

Mirror's Edge w żadnym wypadku mnie nie rozczarowało, wręcz przeciwnie, spełniło wszystkie oczekiwania w 100%. Jest to pozycja niesamowicie grywalna, skakanie po dachach daje naprawdę sporo frajdy. Największym minusem jest niestety fatalna walka, która odbiera całą przyjemność z gry. Bo o ile męczenie się z kolejnymi przeszkodami jest przyjemne, tak walka z przeciwnikami po prostu wkurza. Gdyby nie to, byłaby 9, byłby znaczek 100% miodu i mój faworyt do gry roku. A tak, jest tylko mocne 8+ i lekki zawód, bo mogła być to gra wielka. Ale i tak należy się Mirror's Edge zainteresować, bo to warta swoich pieniędzy produkcja. Tylko ta walka…

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA